Siedziałam w kawiarni popijając czekoladę i myślałam, co kupić Jaredowi. Miałam kompletną pustkę w głowie. Co mogę kupić człowiekowi, który ma wszystko? Przecież nie dam mu pary skarpetek i gaci. Zmarszczyłam brwi i upiłam łyk ciepłego napoju. Obserwowałam ludzi. Umęczeni rodzice, ciągnący za sobą rozwrzeszczane dzieci, emeryci szukający prezentów dla swoich wnucząt, młode pary szukające romantycznych prezentów dla siebie, turyści i single, którzy spędzą te święta samotnie. Tyle różnych ludzi, a wszyscy mieli jeden cel, jakim było opróżnienie swojego portfela z banknotów czy zmniejszenie swojego stanu konta.
Dopiłam czekoladę, zapłaciłam i ruszyłam w stronę sklepu muzycznego, który przykuł moją uwagę. Był wciśnięty między dwie księgarnie i jakby, niezauważany przez ludzi. Ja jednak dostrzegłam w nim coś wyjątkowego i miałam przeczucie, że znajdę tu coś dla tego apodyktycznego zgreda w średnim wieku.
Pchnęłam lekko skrzypiące drzwi i weszłam do środka. Z głośników leciał Jimi Hendrix, a w powietrzu unosiła się delikatna woń kadzidła. Zaczęłam się rozglądać z zaciekawieniem. W pewnym momencie moją uwagę przykuł przedmiot wiszący na ścianie. Uśmiechnęłam się pod nosem i poprosiłam sprzedawcę o ściągnięcie.
***
- Halo?
- A może przyjedziesz dzisiaj, co? Moja mama mi suszy głowę, że chce cię w końcu poznać.
- No ok, będę za pół godziny - rozłączyłam się i westchnęłam. Szybko się przebrałam, spakowałam ciuchy i prezenty, po czym załadowałam się ze wszystkim do samochodu. Do domu Jay’a dojechałam po upływie kwadransu. Zaparkowałam przed posesją, wyciągnęłam z bagażnika pakunki i dotarabaniłam się do drzwi. Zapukałam. Po jakimś czasie otworzył mi Shannon, którego poznałam jakiś czas temu.
- Witam panią - uśmiechnął się zalotnie i przytulił mnie, prawie miażdżąc mi żebra.
- Cześć, grubciu. Lepiej mnie puść, bo zaraz się uduszę i weź to ode mnie - wręczyłam mu prezenty i udałam się do salonu, po drodze ściągając buty i odwieszając płaszczyk. W salonie ujrzałam Jareda i jakąś starszą blondynkę, prawdopodobnie panią Leto. Mój chłopak mnie zauważył i uśmiechnął się na mój widok, po czym do mnie podszedł.
- Hej skarbie - pocałował mnie czule i delikatnie przytulił, jednak po chwili się ode mnie odsunął. Nie chciałam tego, ale niezbyt mi się widziało obmacywanie na środku jego salonu na oczach jego rodziny. - Poznaj moją mamę - wziął mnie za rękę i podprowadził do kanapy. - Mamo, to jest Taylor - spiął się trochę. Poczułam się jak w jakimś dennym filmie, w którym nastoletni bohater przedstawia damę swojego serca swoim rodzicom. Mimowolnie kąciki moich ust zadrgały. Matka Jaya wstała i podeszła do mnie.
- Bardzo miło mi cię poznać, Taylor. Mam nadzieję, że chociaż tobie uda się go ujarzmić - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i ścisnęła mi dłoń. Lekko speszona odwzajemniłam gest. Z kuchni dobiegły nas dźwięki bólu. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę.
- Przyciąłem palec nożem - syknął Shannon. - Mamo, gdzie jest bandaż?
- W szafce, synku - powiedziała głośno. - Co za babsztyl, czterdziestoletni facet a bardziej ciapowaty od dziecka - mruknęła i mrugnęła do nas, idąc do swojego starszego dziecka.
- Chodź na górę, zostawisz swoje rzeczy - Jay chwycił mnie w talii i pociągnął na górę. - Śpisz ze mną - kąciki jego ust uniosły się do góry. Poszliśmy do sypialni. Zostawiłam tam swoją torbę z ciuchami i już chciałam wyjść, ale on mnie zatrzymał. - Chodź tu - wymruczał, patrząc na mnie pożądliwie. Podeszłam do niego, a on wpił się we mnie wargami i zatopił dłoń w moich włosach. Wsunął język do moich ust i zaczął nim pieścić mój. Przycisnął mnie do ściany. Jego druga dłoń wsunęła się pod mój sweter i zaczęła szukać zapięcia od stanika. Jęknęłam cicho i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przerwał nam dzwonek telefonu. Niechętnie oderwałam się od Jareda i odebrałam, nadal głęboko oddychając.
- Jestem już na lotnisku, córcia.
- O boże tato, przepraszam! Na śmierć o tobie zapomniałam - uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. - Jared już po ciebie jedzie, czekaj na niego.
- Nie ma sprawy kochanie. Czekam - rozłączył się. Jared się na mnie dziwnie patrzył.
- Dlaczego ty po niego nie pojedziesz?
- Bo muszę pomóc twojej mamie, zacieśnić więzi...
- A jak twój tata mnie rozpozna?
- Weźmiesz tabliczkę - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół. Pobiegł za mną i zatrzymał tuż po tym, jak zeszłam ze schodów.
- Wynagrodzisz mi to - mruknął i wyszedł z domu, po drodze zgarniając kluczyki. Wywróciłam oczami i poszłam do kuchni, gdzie pani Leto robiła ciasto.
- Pomóc może pani?
- Chętnie, kochanie. A gdzie Jared? - zaczęła ugniatać ciasto.
- Pojechał po mojego tatę na lotnisko. Niech się poznają.
Uśmiechnęła się lekko.
- Podasz mi blaszkę? Leży na blacie za tobą.
- Pewnie - odwróciłam się i podałam jej blachę.
Przez czas, jak Jared odbierał mojego tatę z lotniska, ja rozmawiałam z jego mamą. Polubiłam tą kobietę. Była naprawdę wspaniała. Opowiadała mi o swoich podróżach i o tym, jak chłopcy byli mali. Wyjawiła mi kilka kompromitujących faktów, które miałam zamiar wykorzystać jak mi podpadną. Shannon gdzieś nam podejrzanie zniknął i o tym także rozmawiałyśmy.
Po jakiejś godzinie usłyszałam głos Jareda.
- Kochanie, wróciliśmy!
- Już idę! - odkrzyknęłam i poszłam do holu. Olałam Jareda i rzuciłam się na swojego tatę. -Hej tatku!
- Hej mała - przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. - Wszystko ok?
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się i objęłam Jareda w pasie. Tata zasznurował usta i zdjął buty. Rzuciłam swojemu chłopakowi pytające spojrzenie. Pokręcił tylko głową i przyciągnął bliżej siebie rzucając spojrzenie z serii “pogadamy później”. Pokiwałam lekko głową. Tata
chwycił swoją torbę i popatrzył na mnie wyczekująco. - Chodź, przedstawię cię - mruknęłam nieco skonsternowana i ponownie udałam się do salonu. Za mną poszli mój ojciec i chłopak. Constance wyszła mu na powitanie.
Constance, miło mi pana poznać.
Ray, cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się do niej ciepło i ucałował w wierzch dłoni. Od razu nawiązali rozmowę, kompletnie nas ignorując. Ulotniliśmy się na górę.
- Muszę ci to wynagrodzić, tak? - jęknęłam.
- Jak najbardziej - odrzekł złowieszczym tonem, lecz po chwili zmarszczył brwi. - Gdzie jest Shannon?
- No właśnie też nie wiem. Zaraz sprawdzę - weszłam do jego pokoju, lecz go tam nie zastałam, aczkolwiek słyszałam. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam lekko uchylone drzwi od łazienki. Weszłam tam i zobaczyłam Shannona w przykrótkim ręczniku śpiewającego “I Will Always Love You” do szczotki. Odkaszlnęłam lekko. - Nie chcę przerywać twojego występu, ale cię szukaliśmy wszyscy.
- Przecież mówiłem, że idę się kąpać, tyle że wy, baby, byłyście zbyt zajęte trajkotaniem niż słuchaniem faceta - odparł wyniośle. - A teraz jak możesz wyjdź, przerywasz mi bardzo ważne czynności.
- Nie żeby coś, Shanny, ale... Zrób coś dla muzyki i lepiej zajmij się rysowaniem - uśmiechnęłam się i wróciłam do Jareda, który siedział na łóżku i na mnie czekał.
- No i co?
- Poszedł się kąpać i rzekomo nas o tym poinformował - wywróciłam oczami i usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. - Powiesz mi, czemu mój tata pała do ciebie tak wielką miłością?
Przesunął dłonią po włosach i westchnął.
- A żebym to ja wiedział... Powiedział po prostu, że jestem dla ciebie za stary i że cię wykorzystam seksualnie i że mam trzymać łapy przy sobie. Nie dał mi nawet do słowa dojść - mruknął gniewnie.
- Nie przejmuj się, po prostu martwi się o swoją ukochaną córeczkę - uśmiechnęłam się lekko. - I wcale nie uważam, żebyś był dla mnie za stary. No chyba, że zaczniesz narzekać jak to cię kręgosłup boli i jakiś ty to biedny bo ci nie staje.
- Ej, bez takich! - jęknął urażony. - Wcale nie czuję się na te 37 lat.
- 38 - wtrąciłam.
- 38 będzie dopiero pojutrze - fuknął obrażony. Założył ręce na klatce piersiowej i wydął wargi. Na swój sposób wyglądał przeuroczo.
- No już, nie obrażaj się.
- Będę! - krzyknął wystawiając mi język. Zachowywał się jak pięcioletnie dziecko, które nie dostało lizaka.
- To proszę bardzo - prychnęłam i podeszłam do swojej torby szukając piżamy, przy czym kompletnie go ignorowałam. Wzięłam z niej kosmetyczkę, za dużą na mnie koszulkę z Black Sabbath i zamknęłam się w łazience przylegającej do jego sypialni. Związałam włosy w luźnego koka, zmyłam makijaż, po czym rozebrałam się do majtek i nałożyłam na siebie
koszulkę. Wyszorowałam zęby i wróciłam do pokoju, ignorując Jareda, który patrzył się na mój tyłek. Wyjęłam z torby laptopa firmy Apple, którą uwielbiałam, i uwaliłam się z nim na łóżku. Nakryłam się do połowy kołdrą i odpaliłam komputer. Jay przypatrywał mi się, a ja w dalszym ciągu go ignorowałam. Skoro on się na mnie obraża jak dziecko, to ja mogę go zlewać, nie? Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom.
Po kolei weszłam na twittera, facebooka, maila i kilka portali z wiadomościami. Jared w tym czasie położył się koło mnie i bawił się w Sfinksa, wlepiając we mnie swoje oczy koloru nieba w środku lata, a ja w dalszym ciągu nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi.
- Taylor - nie zareagowałam. - Taylor - nic. - Taylor no! - jęknął wyraźnie udręczony brakiem uwagi z mojej strony. Zaczął mnie tykać w brzuch, co wyraźnie mu się spodobało. Jak wsadził mi palec pod żebro trzasnęłam go w łapsko i wróciłam do przeglądania Internetu. - Kotku... - wymruczał całując mnie w policzek. - No już się nie obrażam, no... Nie ignoruj mnie.
- Już się z tobą nawet podrażnić nie można - bąknęłam.
- Można, ale nie lubię, jak mnie ignorujesz - wydął dolną wargę, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Jay zamknął mój komputer i go odłożył. Pocałował mnie czule. - Chodź już spać. Jutro trzeba mieć siły na jedzenie, rozpakowywanie prezentów i... Inne rzeczy - na jego ustach zagościł brudny uśmieszek. Zagryzłam lekko wargę i położyłam na boku. Leżeliśmy na łyżeczki. Jared zarzucił na mnie nogę, objął mnie mocno i musnął moje ucho wargami. - Dobranoc kochanie - wyszeptał, a ja odpłynęłam.
***
- OBUDŹCIE SIĘ, ŚWIĘTA SĄ! ŚWIĘTA! ŚWIĘ-TA! ŚWIĘ-TA! - Shannon darł się jak pojebany na cały dom. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta.
- Ja pierdole... - jęknęłam i ponownie opadłam na poduszkę. Jared mruknął coś przez sen i mocniej się do mnie przykleił. - Puść mnie, gorąco miiiiiiiii - zwaliłam go z siebie. Otworzył oczy i spojrzał się na mnie gniewnie.
- Czemu to zrobiłaś? - burknął.
- Bo się na mnie uwaliłeś tym swoim owłosionym cielskiem - warknęłam i się przeciągnęłam. Przyciągnął mnie do siebie i dał soczystego i mokrego buziaka.
- Wesołych Świąt, marudo mała - uśmiechnął się lekko, a ja to mimowolnie odwzajemniłam. Ponownie obdarzył mnie mokrym pocałunkiem i klepnął w tyłek. Pisnęłam cicho i kopnęłam go lekko w łydkę. Zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam krzyczeć, żeby przestał. Zachowywaliśmy się jak para zakochanych w sobie po uszy nastolatków. Przerwało nam wymowne chrząknięcie. Jared mnie puścił i spojrzał w stronę drzwi, w których stał mój ojciec. Przyglądał się Jaredowi groźnie.
- Hej tatku - powiedziałam, siląc się na normalny ton i uśmiechając się niewyraźnie.
- Hej córciu. Constance kazała przekazać, że za pół godziny śniadanie - zmarszczył brwi i zmierzył nas wzrokiem. - Ubierzcie się - powiedział na odchodnym i wyszedł.
- Definitywnie cię nie lubi - powiedziałam.
- Oj, zamknij się - jęknął Jared i sięgnął po spodnie.
***
- OWSIANKAAAAAA!!!!!!! - wrzasnął Shannon. Był dzisiaj wyjątkowo podekscytowany, jakby się nawciągał amfetaminy. Była dopiero dziewiąta trzydzieści, a już wszyscy mieliśmy go po dziurki w nosie.
- Zamknij się - warknął Jared, wyraźnie nie w sosie. Dotknęłam pod stołem jego dłoni.
- Co jest? Kryzys wieku średniego? - spytałam z nadmiernym przejęciem w głosie. Spojrzał się na mnie gniewnie. Jak na zawołanie, w radiu zaczęła lecieć piosenka “Midlife Crisis”, mojego ukochanego zespołu, jakim był Faith no More.
Go on and wring my neck
Like when a rag gets wet
A little discipline
For my pet genius
My head is like lettuce
Go on dig your thumbs in
I cannot stop giving
I'm thirty-something
Sense of security
Like pockets jingling
Midlife crisis
Suck ingenuity
Down through the family tree *
Uśmiechnęłam się delikatnie do Jareda i pocałowałam go w policzek. Rozchmurzył się trochę i delikatnie uszczypnął mnie w udo. Na mojej twarzy wykwitł delikatny rumieniec.
- Taylor, skarbie, napijesz się czegoś? - spytała mnie mama Jay’a.
- Kawy z mlekiem - mruknęłam i znowu skoncentrowałam swoją uwagę na swoim chłopaku, który przypatrywał mi się pożądliwie. - Hmm?
- Seksownie wyglądasz - powiedział na tyle głośno, żeby usłyszał to mój tata. Widać chciał zadziałać staruszkowi na nerwy. I faktycznie zadziałało, bo tata zacisnął usta w wąską kreskę i zaczął się przypatrywać Jaredowi, wyraźnie wkurwiony. Jared uśmiechnął się pod nosem i obdarzył namiętnym pocałunkiem. Na Constance najwyraźniej nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo dalej przeglądała gazetę, Shannon zagwizdał cicho pod nosem, a mój ojciec odchrząknął. Wywróciłam oczami i wzięłam z talerza stojącego na środku tosta. Posmarowałam go masłem, które się roztopiło. Wzgryzłam się w chleb. - Masło ci spływa po brodzie, myszko. Chyba, że zostało ci coś z wieczoru na brodzie - to już był cios poniżej pasa. Ojciec zerwał się z krzesła i wbił wściekłe spojrzenie w Jareda.
- Jeszcze raz się tak do niej odezwiesz, ty gówniarzu! Co ty sobie w ogóle myślisz?! Że ona jest jakąś dziwką?! - o tak, to był Bardzo Wkurwiony Tata.
- Ależ panie Grimm, pańska córka wcale mnie wczoraj nie pieściła oralnie - odparł ze stoickim spokojem Jared. - Jedliśmy wczoraj w łóżku lody waniliowe i myślałem, że coś zaschnęło jej na brodzie - był istną oazą spokoju, natomiast mój ojciec cały się trząsł. Na jego twarzy można było zobaczyć wszystkie kolory, od czerwonego, poprzez siny i granatowy. Wziął kilka głębokich oddechów i ponownie usiadł. Jared uśmiechnął się z satysfakcją i starł masło z mojej brody. - Kocham cię, wiesz? - powiedział niewinnie i ucałował mój policzek. Ot, przyjemny początek Bożego Narodzenia.
***
- Chyba czas otworzyć prezenty! - wykrzyknął Shannon klaszcząc w dłonie.
- On tak co roku? - spytałam Constance, a ona pokiwała głową. Shannon usadowił się pod bogato ozdobioną choinką i wyciągnął spod niej pierwszy prezent, duże pudełko owinięte w czerwony ozdobny papier z podpisem “Jared”.
- O, to ode mnie! - powiedziała pani Leto i uśmiechnęła się promiennie do syna. Jay zaczął rozpakowywać pudełko i wyciągnął z niego parę kapci.
- Dziękuję mamo - odwzajemnił uśmiech i ją serdecznie uściskał. Było to urocze. Szczerze to zazdrościłam mu, że wychowywał się z matką. Przez te wszystkie lata brakowało mi kobiecej ręki. Jedynym tego plusem jest to, że tata nauczył mnie kilku sztuk walki. Mamy w ogóle nie pamiętam. Z tego co mi wiadomo, umarła tydzień po tym, jak się urodziłam. - Taylor... - poczułam szturchnięcie w ramię.
- Co? - spytałam z roztargnieniem.
- Stało się coś, skarbie? -pogładził mnie z troską po policzku.
- Zamyśliłam się - wzruszyłam ramionami. Podał mi małe pudełeczko.
- To ode mnie - uśmiechnął się nieśmiało. Otworzyłam je i ujrzałam przepiękny wisiorek.
- Otwórz go - szepnął mi do ucha. Zrobiłam to. Po jednej stronie była wygrawerowana data naszego poznania, siedemnasty sierpnia tego roku. Po drugiej stronie było nasze zdjęcie. Przytuliłam go mocno.
- Dziękuję - szepnęłam mu do ucha, a on tylko mocniej mnie przytulił.
- Już, tylko się tu pieprzyć nie zacznijcie - mruknął Shannon. - Taylor, kolejne dla ciebie, tym razem ode mnie - rzucił we mnie pudełkiem. Otworzyłam je i spąsowiałam. Znajdował się w nim komplet czerwonej bielizny i kajdanki.
- Kochanie, co dostałaś? - dopytywał się mój tata, usilnie próbując zobaczyć co znajduje się w paczce od Shannona.
- Och, nic takiego - powiedziałam siląc się na normalny ton. Schowałam to za siebie. Constance kupiłam książkę z przepisami kuchni włoskiej, tacie natomiast zestaw przynęt na ryby i nową wędkę. Shannon dostał ode mnie nowe pałeczki. Ja natomiast dostałam jeszcze voucher do SPA i kilka książek Mastertona.
- A na koniec wielkie coś dla Jareda - powiedział Shannon i wyjął spod choinki prezent dla Jareda ode mnie. Na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie. Przejął pakunek od brata i zaczął go rozpakowywać. Gdy zobaczył co to, oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki, a na twarzy pojawił się wyraz zachwytu.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś? - wyszeptał, wyjmując z pudełka Gibsona. - Nie produkują ich od 40 lat!
- Mam swoje źródła - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. - Podoba się?
- Podoba?! To najlepszy prezent na świecie! - krzyknął podekscytowany jak nigdy i zaczął mnie całować. - Kocham cię kocham cię kocham cię kocham cię - wyszeptał mi do ust i ponownie pocałował. Reszta przypatrywała się tej scenie dziwnie, mój ojciec z dozą wściekłości. Widać jeszcze nie doszedł do siebie po porannej gadce Jareda.
- Dobra, teraz chwila dla was, o 16 zbieramy się na dole na obiad świąteczny - powiedziała Constance.
- Pomóc pani w czymś?
- Nie trzeba kochanie, poradzę sobie - uraczyłą mnie uśmiechem i wygoniła wszystkich na górę. Jared wziął gitarę na ręce i poszedł do swojej sypialni. Udałam się za nim i rozwaliłam się na łóżku.
- Ile za niego dałaś? - spytał nagle.
- Nie powiem ci, to prezent - prychnęłam. Już, od razu mu powiem ile dałam za gitarę.
Westchnął i wyraźnie sfrustrowany przejechał dłonią po włosach.
- Powyżej 300 dolarów?
- Tak - odparłam bez wahania. - A co cena ma do rzeczy? Kupiłam to kupiłam.
- Wiem, ale... No głupio mi że tak dużo zapłaciłaś.
Wywróciłam oczami.
- Gorzej niż stara baba. Nie zrzędź tak.
- No już już... Daj, założę ci wisiorek - widocznie usiłował skierować rozmowę na inne tory. Wyjęłam go z pudełka i podałam Jaredowi. Ten odgarnął mi włosy z karku i go zapiął, po czym uraczył mnie tam delikatnym pocałunkiem. Przeciągnęłam się.
- To co będziemy robić do 16? - spytałam.
- Coś się wymyśli - wymruczał przybliżając się do mnie. I faktycznie się wymyśliło.
***
- Jezus Maria, Taylor - wydyszał. - I to ja tu jestem niewyżyty - wziął kilka głębszych oddechów. Przypatrywałam mu się zagryzając dolną wargę. Przysunęłam się do niego i wzięłam jego jeszcze nabrzmiałego członka w dłoń. - Kobieto, ty chcesz jeszcze?! - pokiwałam głową. - Jeszcze raz i mi odpadnie. Zajmę się tobą jutro, przysięgam. Wymęczyłaś mnie.
- No okej - przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Piętnasta trzydzieści. - Może weźmy prysznic, co?
- Chętnie - wstał i bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce, niosąc do łazienki. Wsadził mnie do kabiny i wszedł tam za mną, zasuwając za sobą drzwi. Puścił wodę. Miał kabinę z deszczownicą, więc woda spływała na nas z góry na całej powierzchni prysznica. Szybko się umyliśmy i wyszliśmy. Jay podał mi ręcznik i mnie nim opatulił.
Masz suszarkę?
- Tam - wskazał mi szafkę pod umywalką. Zajrzałam tam i wyjęłam poszukiwany przedmiot. Szybko wysuszyłam włosy i wróciłam do sypialni. Jared stał przed szafą i wyraźnie czegoś szukał.
- Co masz zamiar założyć? - objęłam go od tyłu.
- Nie wiem właśnie - jęknął.
- Polecam czarny garnitur. O, ten - zdjęłam z wieszaka czarną marynarkę i spodnie, a z kolejnego białą koszulę. - Gdzie masz krawaty? - wskazał na szufladę, z której wyjęłam czarny krawat. - I gotowe - uśmiechnęłam się lekko.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, co? - pocałował mnie i zaczął się ubierać. Ja podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej jasnobeżową koronkową sukienkę, która sięgała mi mniej więcej do połowy uda. Nałożyłam do tego białą bieliznę. - Wiesz, nie rozumiem, po co się tak elegancko ubieramy na święta.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami i przeczesałam włosy dłonią. - Seksownie wyglądasz w tym garniturze.
- Natomiast ty seksownie wyglądasz w tej sukience - dał mi klapsa, a ja pisnęłam. Zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy już siedzieli. Na stole stał indyk i inne świąteczne potrawy. Zajęliśmy miejsca obok siebie i zabraliśmy się do jedzenia.
***
- Jestem pełna - jęknęłam i przeciągnęłam się, rozwalając się na krześle.
- I grubsza niż byłaś zanim zaczęłaś jeść - dogryzł mi Shannon. Wywróciłam oczami i napiłam się wody.
- Mnie przynajmniej ktoś chce - odparowałam i dotknęłam pod stołem dłoni Jareda, nad którym pani Leto cały wieczór załamywała ręce. Namawiała go do zjedzenia chociaż kawałka miesa i stwierdziła, że prawdziwi mężczyźni jedzą mięso. Jareda to nie ruszało, najwyraźniej wysłuchiwał tego co roku. Ziewnęłam i spojrzałam na swojego chłopaka.
- Chodź, pójdziemy spać - rzucił i wstał z krzesła.
- Tak, jeśli wy będziecie spać, to ja jestem brzydki.
- Bo jesteś - uśmiechnęłam się słodko i poszłam na górę, a Jared udał się za mną. Było to oczywiste kłamstwo, bo Shannon był prawie takim samym ciachem jak jego młodszy brat. W sypialni od razu rozebrałam się do bielizny i padłam na łóżku, ledwo żywa. - Spaaaaaaać.
Czekaj chwilkę - jęknął Jay i szybko się rozebrał, kładąc się obok mnie tak, że leżeliśmy na łyżeczki. - Teraz idź spać - pocałował mnie w szyję i musnął ją nosem.
- Dobranoc, Jay Jay.
- Dobranoc - odpowiedział, a ja od razu zapadłam w błogi sen.
~*~
* Piosenka Faith no More pt. "Midlife Crisis" co oznacza kryzys wieku średniego :)
No to macie rozdział. Długi i w miarę mi się podoba. Starałam się poprawić błędy, i chyba faktycznie coś się udało. Komentujcie :)