sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 5



Siedziałam w kawiarni popijając czekoladę i myślałam, co kupić Jaredowi. Miałam kompletną pustkę w głowie. Co mogę kupić człowiekowi, który ma wszystko? Przecież nie dam mu pary skarpetek i gaci. Zmarszczyłam brwi i upiłam łyk ciepłego napoju. Obserwowałam ludzi. Umęczeni rodzice, ciągnący za sobą rozwrzeszczane dzieci, emeryci szukający prezentów dla swoich wnucząt, młode pary szukające romantycznych prezentów dla siebie, turyści i single, którzy spędzą te święta samotnie. Tyle różnych ludzi, a wszyscy mieli jeden cel, jakim było opróżnienie swojego portfela z banknotów czy zmniejszenie swojego stanu konta.
Dopiłam czekoladę, zapłaciłam i ruszyłam w stronę sklepu muzycznego, który przykuł moją uwagę. Był wciśnięty między dwie księgarnie i jakby, niezauważany przez ludzi. Ja jednak dostrzegłam w nim coś wyjątkowego i miałam przeczucie, że znajdę tu coś dla tego apodyktycznego zgreda w średnim wieku. 
Pchnęłam lekko skrzypiące drzwi i weszłam do środka. Z głośników leciał Jimi Hendrix, a w powietrzu unosiła się delikatna woń kadzidła. Zaczęłam się rozglądać z zaciekawieniem. W pewnym momencie moją uwagę przykuł przedmiot wiszący na ścianie. Uśmiechnęłam się pod nosem i poprosiłam sprzedawcę o ściągnięcie.

***

- Halo?
- A może przyjedziesz dzisiaj, co? Moja mama mi suszy głowę, że chce cię w końcu poznać.
- No ok, będę za pół godziny - rozłączyłam się i westchnęłam. Szybko się przebrałam, spakowałam ciuchy i prezenty, po czym załadowałam się ze wszystkim do samochodu. Do domu Jay’a dojechałam po upływie kwadransu. Zaparkowałam przed posesją, wyciągnęłam z bagażnika pakunki i dotarabaniłam się do drzwi. Zapukałam. Po jakimś czasie otworzył mi Shannon, którego poznałam jakiś czas temu.
- Witam panią - uśmiechnął się zalotnie i przytulił mnie, prawie miażdżąc mi żebra. 
- Cześć, grubciu. Lepiej mnie puść, bo zaraz się uduszę i weź to ode mnie - wręczyłam mu prezenty i udałam się do salonu, po drodze ściągając buty i odwieszając płaszczyk. W salonie ujrzałam Jareda i jakąś starszą blondynkę, prawdopodobnie panią Leto. Mój chłopak mnie zauważył i uśmiechnął się na mój widok, po czym do mnie podszedł.
- Hej skarbie - pocałował mnie czule i delikatnie przytulił, jednak po chwili się ode mnie odsunął. Nie chciałam tego, ale niezbyt mi się widziało obmacywanie na środku jego salonu na oczach jego rodziny. - Poznaj moją mamę - wziął mnie za rękę i podprowadził do kanapy. - Mamo, to jest Taylor - spiął się trochę. Poczułam się jak w jakimś dennym filmie, w którym nastoletni bohater przedstawia damę swojego serca swoim rodzicom. Mimowolnie kąciki moich ust zadrgały. Matka Jaya wstała i podeszła do mnie.
- Bardzo miło mi cię poznać, Taylor. Mam nadzieję, że chociaż tobie uda się go ujarzmić - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i ścisnęła mi dłoń. Lekko speszona odwzajemniłam gest. Z kuchni dobiegły nas dźwięki bólu. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę.
- Przyciąłem palec nożem - syknął Shannon. - Mamo, gdzie jest bandaż?
- W szafce, synku - powiedziała głośno. - Co za babsztyl, czterdziestoletni facet a bardziej ciapowaty od dziecka - mruknęła i mrugnęła do nas, idąc do swojego starszego dziecka.
- Chodź na górę, zostawisz swoje rzeczy - Jay chwycił mnie w talii i pociągnął na górę. - Śpisz ze mną - kąciki jego ust uniosły się do góry. Poszliśmy do sypialni. Zostawiłam tam swoją torbę z ciuchami i już chciałam wyjść, ale on mnie zatrzymał. - Chodź tu - wymruczał, patrząc na mnie pożądliwie. Podeszłam do niego, a on wpił się we mnie wargami i zatopił dłoń w moich włosach. Wsunął język do moich ust i zaczął nim pieścić mój. Przycisnął mnie do ściany. Jego druga dłoń wsunęła się pod mój sweter i zaczęła szukać zapięcia od stanika. Jęknęłam cicho i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przerwał nam dzwonek telefonu. Niechętnie oderwałam się od Jareda i odebrałam, nadal głęboko oddychając.
- Jestem już na lotnisku, córcia.
- O boże tato, przepraszam! Na śmierć o tobie zapomniałam - uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. - Jared już po ciebie jedzie, czekaj na niego.
- Nie ma sprawy kochanie. Czekam - rozłączył się. Jared się na mnie dziwnie patrzył.
- Dlaczego ty po niego nie pojedziesz?
- Bo muszę pomóc twojej mamie, zacieśnić więzi...
- A jak twój tata mnie rozpozna?
- Weźmiesz tabliczkę - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół. Pobiegł za mną i zatrzymał tuż po tym, jak zeszłam ze schodów.
- Wynagrodzisz mi to - mruknął i wyszedł z domu, po drodze zgarniając kluczyki. Wywróciłam oczami i poszłam do kuchni, gdzie pani Leto robiła ciasto.
- Pomóc może pani?
- Chętnie, kochanie. A gdzie Jared? - zaczęła ugniatać ciasto.
- Pojechał po mojego tatę na lotnisko. Niech się poznają. 
Uśmiechnęła się lekko.
- Podasz mi blaszkę? Leży na blacie za tobą.
- Pewnie - odwróciłam się i podałam jej blachę. 
Przez czas, jak Jared odbierał mojego tatę z lotniska, ja rozmawiałam z jego mamą. Polubiłam tą kobietę. Była naprawdę wspaniała. Opowiadała mi o swoich podróżach i o tym, jak chłopcy byli mali. Wyjawiła mi kilka kompromitujących faktów, które miałam zamiar wykorzystać jak mi podpadną. Shannon gdzieś nam podejrzanie zniknął i o tym także rozmawiałyśmy.
Po jakiejś godzinie usłyszałam głos Jareda.
- Kochanie, wróciliśmy!
- Już idę! - odkrzyknęłam i poszłam do holu. Olałam Jareda i rzuciłam się na swojego tatę. -Hej tatku!
- Hej mała - przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. - Wszystko ok?
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się i objęłam Jareda w pasie. Tata zasznurował usta i zdjął buty. Rzuciłam swojemu chłopakowi pytające spojrzenie. Pokręcił tylko głową i przyciągnął bliżej siebie rzucając spojrzenie z serii “pogadamy później”. Pokiwałam lekko głową. Tata 
chwycił swoją torbę i popatrzył na mnie wyczekująco. - Chodź, przedstawię cię - mruknęłam nieco skonsternowana i ponownie udałam się do salonu. Za mną poszli mój ojciec i chłopak. Constance wyszła mu na powitanie.
Constance, miło mi pana poznać.
Ray, cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się do niej ciepło i ucałował w wierzch dłoni. Od razu nawiązali rozmowę, kompletnie nas ignorując. Ulotniliśmy się na górę.
- Muszę ci to wynagrodzić, tak? - jęknęłam.
- Jak najbardziej - odrzekł złowieszczym tonem, lecz po chwili zmarszczył brwi. - Gdzie jest Shannon?
- No właśnie też nie wiem. Zaraz sprawdzę - weszłam do jego pokoju, lecz go tam nie zastałam, aczkolwiek słyszałam. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam lekko uchylone drzwi od łazienki. Weszłam tam i zobaczyłam Shannona w przykrótkim ręczniku śpiewającego “I Will Always Love You” do szczotki. Odkaszlnęłam lekko. - Nie chcę przerywać twojego występu, ale cię szukaliśmy wszyscy.
- Przecież mówiłem, że idę się kąpać, tyle że wy, baby, byłyście zbyt zajęte trajkotaniem niż słuchaniem faceta - odparł wyniośle. - A teraz jak możesz wyjdź, przerywasz mi bardzo ważne czynności.
- Nie żeby coś, Shanny, ale... Zrób coś dla muzyki i lepiej zajmij się rysowaniem - uśmiechnęłam się i wróciłam do Jareda, który siedział na łóżku i na mnie czekał. 
- No i co?
- Poszedł się kąpać i rzekomo nas o tym poinformował - wywróciłam oczami i usiadłam obok  niego. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. - Powiesz mi, czemu mój tata pała do ciebie tak wielką miłością?
Przesunął dłonią po włosach i westchnął.
- A żebym to ja wiedział... Powiedział po prostu, że jestem dla ciebie za stary i że cię wykorzystam seksualnie i że mam trzymać łapy przy sobie. Nie dał mi nawet do słowa dojść - mruknął gniewnie. 
- Nie przejmuj się, po prostu martwi się o swoją ukochaną córeczkę - uśmiechnęłam się lekko. - I wcale nie uważam, żebyś był dla mnie za stary. No chyba, że zaczniesz narzekać jak to cię kręgosłup boli i jakiś ty to biedny bo ci nie staje.
- Ej, bez takich! - jęknął urażony. - Wcale nie czuję się na te 37 lat.
- 38 - wtrąciłam.
- 38 będzie dopiero pojutrze - fuknął obrażony. Założył ręce na klatce piersiowej i wydął wargi. Na swój sposób wyglądał przeuroczo.
- No już, nie obrażaj się. 
- Będę! - krzyknął wystawiając mi język. Zachowywał się jak pięcioletnie dziecko, które nie dostało lizaka.
- To proszę bardzo - prychnęłam i podeszłam do swojej torby szukając piżamy, przy czym kompletnie go ignorowałam. Wzięłam z niej kosmetyczkę, za dużą na mnie koszulkę z Black Sabbath i zamknęłam się w łazience przylegającej do jego sypialni. Związałam włosy w luźnego koka, zmyłam makijaż, po czym rozebrałam się do majtek i nałożyłam na siebie 
koszulkę. Wyszorowałam zęby i wróciłam do pokoju, ignorując Jareda, który patrzył się na mój tyłek. Wyjęłam z torby laptopa firmy Apple, którą uwielbiałam, i uwaliłam się z nim na łóżku. Nakryłam się do połowy kołdrą i odpaliłam komputer. Jay przypatrywał mi się, a ja w dalszym ciągu go ignorowałam. Skoro on się na mnie obraża jak dziecko, to ja mogę go zlewać, nie? Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom. 
Po kolei weszłam na twittera, facebooka, maila i kilka portali z wiadomościami. Jared w tym czasie położył się koło mnie i bawił się w Sfinksa, wlepiając we mnie swoje oczy koloru nieba w środku lata, a ja w dalszym ciągu nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi. 
- Taylor - nie zareagowałam. - Taylor - nic. - Taylor no! - jęknął wyraźnie udręczony brakiem uwagi z mojej strony. Zaczął mnie tykać w brzuch, co wyraźnie mu się spodobało. Jak wsadził mi palec pod żebro trzasnęłam go w łapsko i wróciłam do przeglądania Internetu. - Kotku... - wymruczał całując mnie w policzek. - No już się nie obrażam, no... Nie ignoruj mnie.
- Już się z tobą nawet podrażnić nie można - bąknęłam. 
- Można, ale nie lubię, jak mnie ignorujesz - wydął dolną wargę, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Jay zamknął mój komputer i go odłożył. Pocałował mnie czule. - Chodź już spać. Jutro trzeba mieć siły na jedzenie, rozpakowywanie prezentów i... Inne rzeczy - na jego ustach zagościł brudny uśmieszek. Zagryzłam lekko wargę i położyłam na boku. Leżeliśmy na łyżeczki. Jared zarzucił na mnie nogę, objął mnie mocno i musnął moje ucho wargami. - Dobranoc kochanie - wyszeptał, a ja odpłynęłam.

***

- OBUDŹCIE SIĘ, ŚWIĘTA SĄ! ŚWIĘTA! ŚWIĘ-TA! ŚWIĘ-TA! - Shannon darł się jak pojebany na cały dom. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta.
- Ja pierdole... - jęknęłam i ponownie opadłam na poduszkę. Jared mruknął coś przez sen i mocniej się do mnie przykleił. - Puść mnie, gorąco miiiiiiiii - zwaliłam go z siebie.  Otworzył oczy i spojrzał się na mnie gniewnie.
- Czemu to zrobiłaś? - burknął.
- Bo się na mnie uwaliłeś tym swoim owłosionym cielskiem - warknęłam i się przeciągnęłam. Przyciągnął mnie do siebie i dał soczystego i mokrego buziaka.
- Wesołych Świąt, marudo mała - uśmiechnął się lekko, a ja to mimowolnie odwzajemniłam. Ponownie obdarzył mnie mokrym pocałunkiem i klepnął w tyłek. Pisnęłam cicho i kopnęłam go lekko w łydkę. Zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam krzyczeć, żeby przestał. Zachowywaliśmy się jak para zakochanych w sobie po uszy nastolatków. Przerwało nam wymowne chrząknięcie. Jared mnie puścił i spojrzał w stronę drzwi, w których stał mój ojciec. Przyglądał się Jaredowi groźnie.
- Hej tatku - powiedziałam, siląc się na normalny ton i uśmiechając się niewyraźnie. 
- Hej córciu. Constance kazała przekazać, że za pół godziny śniadanie - zmarszczył brwi i zmierzył nas wzrokiem. - Ubierzcie się - powiedział na odchodnym i wyszedł.
- Definitywnie cię nie lubi - powiedziałam.
- Oj, zamknij się - jęknął Jared i sięgnął po spodnie.

***


- OWSIANKAAAAAA!!!!!!! - wrzasnął Shannon. Był dzisiaj wyjątkowo podekscytowany, jakby się nawciągał amfetaminy. Była dopiero dziewiąta trzydzieści, a już wszyscy mieliśmy go po dziurki w nosie. 
- Zamknij się - warknął Jared, wyraźnie nie w sosie. Dotknęłam pod stołem jego dłoni.
- Co jest? Kryzys wieku średniego? - spytałam z nadmiernym przejęciem w głosie. Spojrzał się na mnie gniewnie. Jak na zawołanie, w radiu zaczęła lecieć piosenka “Midlife Crisis”, mojego ukochanego zespołu, jakim był Faith no More.



Go on and wring my neck
Like when a rag gets wet
A little discipline
For my pet genius
My head is like lettuce
Go on dig your thumbs in
I cannot stop giving
I'm thirty-something
Sense of security
Like pockets jingling
Midlife crisis
Suck ingenuity
Down through the family tree *

Uśmiechnęłam się delikatnie do Jareda i pocałowałam go w policzek. Rozchmurzył się trochę i delikatnie uszczypnął mnie w udo. Na mojej twarzy wykwitł delikatny rumieniec. 
- Taylor, skarbie, napijesz się czegoś? - spytała mnie mama Jay’a. 
- Kawy z mlekiem - mruknęłam i znowu skoncentrowałam swoją uwagę na swoim chłopaku, który przypatrywał mi się pożądliwie. - Hmm?
- Seksownie wyglądasz - powiedział na tyle głośno, żeby usłyszał to mój tata. Widać chciał zadziałać staruszkowi na nerwy. I faktycznie zadziałało, bo tata zacisnął usta w wąską kreskę i zaczął się przypatrywać Jaredowi, wyraźnie wkurwiony. Jared uśmiechnął się pod nosem i obdarzył namiętnym pocałunkiem. Na Constance najwyraźniej nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo dalej przeglądała gazetę, Shannon zagwizdał cicho pod nosem, a mój ojciec odchrząknął. Wywróciłam oczami i wzięłam z talerza stojącego na środku tosta. Posmarowałam go masłem, które się roztopiło. Wzgryzłam się w chleb. - Masło ci spływa po brodzie, myszko. Chyba, że zostało ci coś z wieczoru na brodzie - to już był cios poniżej pasa. Ojciec zerwał się z krzesła i wbił wściekłe spojrzenie w Jareda.
- Jeszcze raz się tak do niej odezwiesz, ty gówniarzu! Co ty sobie w ogóle myślisz?! Że ona jest jakąś dziwką?! - o tak, to był Bardzo Wkurwiony Tata. 
- Ależ panie Grimm, pańska córka wcale mnie wczoraj nie pieściła oralnie - odparł ze stoickim spokojem Jared. - Jedliśmy wczoraj w łóżku lody waniliowe i myślałem, że coś zaschnęło jej na brodzie - był istną oazą spokoju, natomiast mój ojciec cały się trząsł. Na jego twarzy można było zobaczyć wszystkie kolory, od czerwonego, poprzez siny i granatowy. Wziął kilka głębokich oddechów i ponownie usiadł. Jared uśmiechnął się z satysfakcją i starł masło z mojej brody. - Kocham cię, wiesz? - powiedział niewinnie i ucałował mój policzek. Ot, przyjemny początek Bożego Narodzenia. 

***

- Chyba czas otworzyć prezenty! - wykrzyknął Shannon klaszcząc w dłonie.
- On tak co roku? - spytałam Constance, a ona pokiwała głową. Shannon usadowił się pod bogato ozdobioną choinką i wyciągnął spod niej pierwszy prezent, duże pudełko owinięte w czerwony ozdobny papier z podpisem “Jared”.
- O, to ode mnie! - powiedziała pani Leto i uśmiechnęła się promiennie do syna. Jay zaczął rozpakowywać pudełko i wyciągnął z niego parę kapci. 
- Dziękuję mamo - odwzajemnił uśmiech i ją serdecznie uściskał. Było to urocze. Szczerze to zazdrościłam mu, że wychowywał się z matką. Przez te wszystkie lata brakowało mi kobiecej ręki. Jedynym tego plusem jest to, że tata nauczył mnie kilku sztuk walki. Mamy w ogóle nie pamiętam. Z tego co mi wiadomo, umarła tydzień po tym, jak się urodziłam. - Taylor... - poczułam szturchnięcie w ramię.
- Co? - spytałam z roztargnieniem.
- Stało się coś, skarbie? -pogładził mnie z troską po policzku.
- Zamyśliłam się - wzruszyłam ramionami. Podał mi małe pudełeczko. 
- To ode mnie - uśmiechnął się nieśmiało. Otworzyłam je i ujrzałam przepiękny wisiorek. 
- Otwórz go - szepnął mi do ucha. Zrobiłam to. Po jednej stronie była wygrawerowana data naszego poznania, siedemnasty sierpnia tego roku. Po drugiej stronie było nasze zdjęcie. Przytuliłam go mocno.
- Dziękuję - szepnęłam mu do ucha, a on tylko mocniej mnie przytulił. 
- Już, tylko się tu pieprzyć nie zacznijcie - mruknął Shannon. - Taylor, kolejne dla ciebie, tym razem ode mnie - rzucił we mnie pudełkiem. Otworzyłam je i spąsowiałam. Znajdował się w nim komplet czerwonej bielizny i kajdanki. 
- Kochanie, co dostałaś? - dopytywał się mój tata, usilnie próbując zobaczyć co znajduje się w paczce od Shannona.
- Och, nic takiego - powiedziałam siląc się na normalny ton. Schowałam to za siebie. Constance kupiłam książkę z przepisami kuchni włoskiej, tacie natomiast zestaw przynęt na ryby i nową wędkę. Shannon dostał ode mnie nowe pałeczki. Ja natomiast dostałam jeszcze voucher do SPA i kilka książek Mastertona. 
- A na koniec wielkie coś dla Jareda - powiedział Shannon i wyjął spod choinki prezent dla Jareda ode mnie. Na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie. Przejął pakunek od brata i zaczął go rozpakowywać. Gdy zobaczył co to, oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki, a na twarzy pojawił się wyraz zachwytu.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś? - wyszeptał, wyjmując z pudełka Gibsona. - Nie produkują ich od 40 lat!
- Mam swoje źródła - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. - Podoba się?
- Podoba?! To najlepszy prezent na świecie! - krzyknął podekscytowany jak nigdy i zaczął mnie całować. - Kocham cię kocham cię kocham cię kocham cię - wyszeptał mi do ust i ponownie pocałował. Reszta przypatrywała się tej scenie dziwnie, mój ojciec z dozą wściekłości. Widać jeszcze nie doszedł do siebie po porannej gadce Jareda. 
- Dobra, teraz chwila dla was, o 16 zbieramy się na dole na obiad świąteczny - powiedziała Constance. 
- Pomóc pani w czymś? 
- Nie trzeba kochanie, poradzę sobie - uraczyłą mnie uśmiechem i wygoniła wszystkich na górę. Jared wziął gitarę na ręce i poszedł do swojej sypialni. Udałam się za nim i rozwaliłam się na łóżku. 
- Ile za niego dałaś? - spytał nagle.
- Nie powiem ci, to prezent - prychnęłam. Już, od razu mu powiem ile dałam za gitarę.
Westchnął i wyraźnie sfrustrowany przejechał dłonią po włosach. 
- Powyżej 300 dolarów?
- Tak - odparłam bez wahania. - A co cena ma do rzeczy? Kupiłam to kupiłam.
- Wiem, ale... No głupio mi że tak dużo zapłaciłaś.
Wywróciłam oczami.
- Gorzej niż stara baba. Nie zrzędź tak.
- No już już... Daj, założę ci wisiorek - widocznie usiłował skierować rozmowę na inne tory. Wyjęłam go z pudełka i podałam Jaredowi. Ten odgarnął mi włosy z karku i go zapiął, po czym uraczył mnie tam delikatnym pocałunkiem. Przeciągnęłam się. 
- To co będziemy robić do 16? - spytałam.
- Coś się wymyśli - wymruczał przybliżając się do mnie. I faktycznie się wymyśliło.

***

- Jezus Maria, Taylor - wydyszał. - I to ja tu jestem niewyżyty - wziął kilka głębszych oddechów. Przypatrywałam mu się zagryzając dolną wargę. Przysunęłam się do niego i wzięłam jego jeszcze nabrzmiałego członka w dłoń. - Kobieto, ty chcesz jeszcze?! - pokiwałam głową. - Jeszcze raz i mi odpadnie. Zajmę się tobą jutro, przysięgam. Wymęczyłaś mnie.
- No okej - przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Piętnasta trzydzieści. - Może weźmy prysznic, co?
- Chętnie - wstał i bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce, niosąc do łazienki. Wsadził mnie do kabiny i wszedł tam za mną, zasuwając za sobą drzwi. Puścił wodę. Miał kabinę z deszczownicą, więc woda spływała na nas z góry na całej powierzchni prysznica. Szybko się umyliśmy i wyszliśmy. Jay podał mi ręcznik i mnie nim opatulił. 
Masz suszarkę? 
- Tam - wskazał mi szafkę pod umywalką. Zajrzałam tam i wyjęłam poszukiwany przedmiot. Szybko wysuszyłam włosy i wróciłam do sypialni. Jared stał przed szafą i wyraźnie czegoś szukał.
- Co masz zamiar założyć? - objęłam go od tyłu.
- Nie wiem właśnie - jęknął.
- Polecam czarny garnitur. O, ten - zdjęłam z wieszaka czarną marynarkę i spodnie, a z kolejnego białą koszulę. - Gdzie masz krawaty? - wskazał na szufladę, z której wyjęłam czarny krawat. - I gotowe - uśmiechnęłam się lekko.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, co? - pocałował mnie i zaczął się ubierać. Ja podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej jasnobeżową koronkową sukienkę, która sięgała mi mniej więcej do połowy uda. Nałożyłam do tego białą bieliznę. - Wiesz, nie rozumiem, po co się tak elegancko ubieramy na święta.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami i przeczesałam włosy dłonią. - Seksownie wyglądasz w tym garniturze.
- Natomiast ty seksownie wyglądasz w tej sukience - dał mi klapsa, a ja pisnęłam. Zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy już siedzieli. Na stole stał indyk i inne świąteczne potrawy. Zajęliśmy miejsca obok siebie i zabraliśmy się do jedzenia.

***

- Jestem pełna - jęknęłam i przeciągnęłam się, rozwalając się na krześle.
- I grubsza niż byłaś zanim zaczęłaś jeść - dogryzł mi Shannon. Wywróciłam oczami i napiłam się wody. 
- Mnie przynajmniej ktoś chce - odparowałam i dotknęłam pod stołem dłoni Jareda, nad którym pani Leto cały wieczór załamywała ręce. Namawiała go do zjedzenia chociaż kawałka miesa i stwierdziła, że prawdziwi mężczyźni jedzą mięso. Jareda to nie ruszało, najwyraźniej wysłuchiwał tego co roku. Ziewnęłam i spojrzałam na swojego chłopaka.
- Chodź, pójdziemy spać - rzucił i wstał z krzesła.
- Tak, jeśli wy będziecie spać, to ja jestem brzydki.
- Bo jesteś - uśmiechnęłam się słodko i poszłam na górę, a Jared udał się za mną. Było to oczywiste kłamstwo, bo Shannon był prawie takim samym ciachem jak jego młodszy brat. W sypialni od razu rozebrałam się do bielizny i padłam na łóżku, ledwo żywa. - Spaaaaaaać.
Czekaj chwilkę - jęknął Jay i szybko się rozebrał, kładąc się obok mnie tak, że leżeliśmy na łyżeczki. - Teraz idź spać - pocałował mnie w szyję i musnął ją nosem.
- Dobranoc, Jay Jay.
- Dobranoc - odpowiedział, a ja od razu zapadłam w błogi sen.

~*~
* Piosenka Faith no More pt. "Midlife Crisis" co oznacza kryzys wieku średniego :)
No to macie rozdział. Długi i w miarę mi się podoba. Starałam się poprawić błędy, i chyba faktycznie coś się udało. Komentujcie :) 

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 4


Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta. Od dawna tak długo nie spałam. Ziewnęłam i poszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kawy. Włączyłam ekspres i zrobiłam sobie latte. Gdy słodziłam. usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi i wstałam. Kogo niesie o tej porze? Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stał w nich mój brat.
- Hej młoda - uśmiechnął się promiennie.
- Hej stary - przytuliłam go i wpuściłam do domu. - Chcesz kawy?
- Chętnie - usiadł na stołku barowym. - I możesz mi też zrobić śniadanie - wywróciłam oczami. Przygotowałam mu jakieś kanapki i kubek mocnej, czarnej kawy. - Mów co tam u ciebie, siostra.
- No wszystko dobrze. W pracy ok, czasem luźno, czasem ledwo idzie się wyrobić...
- A życie prywatne?
- No... W sumie to nikogo nie mam. Znaczy się przyjaźnię się z Jaredem, ale...
- Podoba ci się?
- Ja...
- Tak czy nie?
- Tak - wyznałam. 
- To działaj, nie czaj się! - z entuzjazmu wylał kawę na blat.
- Ja sama nie wiem... A co, jeśli tak naprawdę mu się nie podobam? Jeśli on tylko udaje, żeby mnie potem zaliczyć?
- Głupoty gadasz. Widać po nim, że mu na tobie zależy. Myślisz, że ja się nie bałem zagadać do Spencer? Ale zrobiłem to, i dzięki temu za pół roku bierzemy ślub - powiedział z nutką dumy w głosie.
- Oświadczyłeś się jej?! - pokiwał głową - Gratulacje! Cieszę się, że w końcu się przestałeś wstydzić kobiet.
- No widzisz, zakochałem się - wyszczerzył się. - Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Nie, w sumie to nie. A co?
- Może się gdzieś przejdziemy?
- Chętnie. Tylko się ubiorę - szybko poszłam do swojej sypialni i ubrałam się w czerwone rurki, czarny top i czarne Conversy. Nałożyłam delikatny makijaż, uczesałam się, umyłam zęby i wróciłam do Willa. Wyszliśmy z mojego mieszkania i zjechaliśmy windą na dół. - To gdzie idziemy?
- Chciałem cię wyciągnąć do Starbucksa czy coś.
- Chętnie - uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w tamtą stronę. Zamówiliśmy shake’i i ciasto, po czym rozsiedliśmy się na dworze. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Brakowało mi rozmów z Willem. Ostatnio po prostu nie mieliśmy dla siebie czasu. Opowiadałam mu o swoich uczuciach do Jareda, swoich wątpliwościach i żaliłam mu się. On natomiast mówił mi o Spencer, o przygotowaniach do ślubu i o tym, co słychać u taty. Dawno u niego nie byłam i stwierdziłam, że mała wycieczka do jego domu na Florydę dobrze mi zrobi. Muszę zabukować bilet i kupić sobie strój kąpielowy. 
Około godziny piętnastej mój telefon zaczął wygrywać “Last Resort”. Odebrałam.
- Halo?
- Hej Taylor, miałaś się odezwać... Wszystko okej? - w jego głosie wysłyszałam troskę.
- Tak, wszystko ok. Zapomniałam, wybacz.
- A gdzie teraz jesteś?
- Z bratem się spotkałam.
- To może wpadniesz do mnie później, co? Siedzę sam od rana...
- No mogę wpaść.
- To bądź o osiemnastej. Pa.
- Pa - rozłączyłam się. Will przyglądał mi się uważnie. - Hmm?
- Zaprosił cię do siebie?
- Tak. Siedzi sam w domu cały dzień.
- Weź gumki. Pewnie się przydadzą.
- Świntuch.
- Nie, realista - uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek. - Okej siostra, ja muszę lecieć. Odezwę się niedługo. 
- Okej, trzymaj się - przytulił mnie mocno, uprzednio płacąc. Ja wzięłam swoją torebkę i zaczęłam iść w stronę swojego mieszkania. Byłam naprawdę szczęśliwa. Potrzebowałam takiej rozmowy. Wszyscy moi przyjaciele zostali w Nowym Jorku i tutaj miałam tylko brata. No i teraz także Jareda, ale przecież nie będę z nim rozmawiała o Jaredzie.
Po dwudziestu minutach doszłam do apartamentowca, wjechałam windą na górę i władowałam się do mieszkania. Ponieważ miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam pozgrywać zdjęcia, które robiłam Jaredowi. Podłączyłam aparat do MacBooka i zaczęłam uważnie przypatrywać się zdjęciom. Czyżby Jared robił sobie zdjęcia podczas robótki ręcznej? I... Nie, to niemożliwe... Chwyciłam telefon i wykręciłam do niego numer. Odebrał po pierwszym sygnale. 
- Hej, co jest?
- Przyjedź do mnie teraz. Chcę ci coś pokazać.
- Będę za dziesięć minut - rozłączył się i po dziesięciu minutach zapukał do moich drzwi. -Stało się coś?
- Nie, jedźmy do ciebie - pokiwał głową, a ja spakowałam do torby aparat oraz laptopa. Zjechaliśmy na dół i wsiedliśmy do jego samochodu. Od razu ruszył.
- Taylor, stało się coś?
- Nie, po prostu znalazłam coś, co może cię zainteresować - mruknęłam. Już nie odpowiedział. W ciszy dojechaliśmy na 3rd Street. Jay otworzył mi drzwi i wysiadłam z auta. Weszliśmy do domu. Usiadłam na kanapie. Jared kucnął naprzeciw mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- A teraz szczerze. Stało się coś? Ktoś ci zrobił krzywdę?
- Nie. Siadaj, to ci coś pokażę - usiadł koło mnie. Włączyłam laptopa i podłączyłam do niego aparat. 
- Chcesz pokazać mi zdjęcia?
- Są to zdjęcia z tej nocy - weszłam w odpowiedni folder i włączyłam zdjęcia. Jared zrobił karpia i do końca oglądania fotografii się nie odzywał.
- No cóż... Masz głębokie gardło.
- Spadaj - burknęłam. - Ty za to masz małego - trafiłam w najczulszy punkt. Spojrzał się na mnie spode łba z miną obrażonego dziecka.
- Wyobraź sobie, że jest duży.
- Wmawiaj sobie - mruknęłam.
- Ma dwanaście cali. DWANAŚCIE - prychnęłam. - No Taylor no! ON NIE JEST MAŁY!!!
No dobra nie jest - uśmiechnęłam się i żeby go udobruchać, złożyłam pocałunek na jego policzku. Jared przytrzymał moją twarz, a jego usta zetknęły się z moimi. Nie odepchnęłam go.
Wpadłaś, mała.

***
*trzy tygodnie później*

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam kosz pełen czerwonych róż. Uśmiechnęłam się lekko i wniosłam go do domu. W środku znajdowała się karteczka.

Będę po ciebie o 19. xx

Zagryzłam dolną wargę i wzięłam do ręki telefon. Wykręciłam odpowiedni numer i przybliżyłam go do ucha.
- Halo? - w słuchawce rozległ się męski głos.
- Witaj tajemniczy wielbicielu - wymruczałam.
- Hej kotku. Dzisiejszy wieczór nadal aktualny?
- Niestety nie, bo mój chłopak zabiera mnie na randkę - roześmiał się.
- Nie mogę się doczekać.
- To może przyjadę teraz?
- Nie możesz, musimy ustalić z ekipą trasę i zrobić jeszcze kilka rzeczy. Ale o dziewiętnastej na pewno po ciebie będę. 
- Ok - mruknęłam.
- Kocham cię - wyczułam, że się uśmiecha.
- Wiem - rozłączyłam się. Schowałam róże do wielkiego szklanego wazonu i nalałam sobie soku. Powoli go popijałam, rozmyślając, co mogę dzisiaj porobić. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że przygotuję się do randki z panem Leto. Puściłam sobie płytę Faith no More i nalałam do wanny gorącej wody. Weszłam do niej i wzięłam godzinną kąpiel. Wyszłam z wanny, wytarłam się i wydepilowałam swoje ciało. Tak, TAM również. Nigdy nic nie wiadomo, nie?
Wysuszyłam włosy i związałam je w luźnego koka. Nałożyłam na twarz krem nawilżający, po czym ubrałam szorty i bokserkę. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie lasagne ze szpinakiem. Zjadłam, po czym spojrzałam na zegar znajdujący się na lodówce. Była już osiemnasta. Jakim cudem już ta godzina?! Szybko pobiegłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Co założyć? Sukienki, spodnie, spódnice, koszule... Wpatrywałam się w to wszystko uporczywie, jakby zaraz z szafy miał wylecieć gotowy zestaw. Po dłuższym czasie zdecydowałam się na rurki, czarny duży sweter i czarne Martensy. Założyłam także czarną koronkową bieliznę.  Nałożyłam granatowy cień do powiek, zrobiłam kreskę nad oczami i posmarowałam usta pomadką ochronną. Rozpuściłam włosy, które opadły kaskadami na plecy. Popsikałam się perfumami i usiadłam na kanapie w salonie, czekając na swojego chłopaka. Nie kazał długo na siebie czekać. Dwie minuty przed dziewiętnastą rozległo się pukanie do drzwi. Na mojej twarzy od razu wykwitł uśmiech. Nie widzieliśmy się od kilku dni i bardzo za nim tęskniłam. Otworzyłam drzwi. Stał tam, uwodzicielski i szalenie pociągający. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, a jego usta zaczęły szukać moich. Gdy je znalazł, złożył na nich czuły pocałunek.
- Tęskniłem, kotku - wymruczał, ponownie mnie całując. Jego język wsunął się do mojej jamy ustnej. Wciągnęłam go do domu i przyparłam do ściany, jednak on delikatnie acz stanowczo mnie od siebie odsunął. - Później się tobą zajmę - uśmiechnął się do mnie lekko. Pokiwałam głową i wtuliłam się w niego. 
- Tęskniłam - szepnęłam. 
- Ja też. Chodź już - wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. - Zabieram cię do kina - kąciki jego ust uniosły się lekko i otworzył przede mną drzwi samochodu. Wsiadłam, a on wgramolił się na miejsce kierowcy i od razu ruszył. Włączył radio, w którym leciała jakaś miłosna ballada.
- Kiedy jedziecie w trasę?
- 3 stycznia - dwa tygodnie. - Ale nie smuć się. Będę się starał jak najczęściej przyjeżdżać - trochę mnie to pocieszyło. Dotknęłam delikatnie jego dłoni. 
Jechaliśmy w ciszy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy, a Jared do mnie podszedł.
- “Avatar”? - uśmiechnął się delikatnie. Pokiwałam głową, a Jay kupił bilety, popcorn oraz coś do picia. Weszliśmy na salę, która powoli zapełniała się ludźmi. Mieliśmy miejsca z boku, z dobrym widokiem na ekran. - Masz - nałożył mi na nos okulary 3D i pocałował w czoło.
Koło nas nie usiadł nikt. Światła zgasły, film się zaczął. Od początku mnie zaciekawił. Byłam nim tak zaabsorbowana, że nie poczułam dłoni Jareda w swojej bieliźnie. Musnął moją łechtaczkę palcem. Zagryzłam dolną wargę.
- Jesteś tak rozkosznie wilgotna - wymruczał mi do ucha i wsunął we mnie dwa palce. - I taka ciasna... - zaczął ruszać palcami, a ja pojękiwałam cicho. Żeby mnie uciszyć, wpił się we mnie wargami i wepchnął mi język do gardła. Całował mnie łapczywie i coraz szybciej poruszał palcami. Wpiłam paznokcie w jego ramię, a już po chwili doszłam. Wyjął ze mnie palce i wsadził je sobie do ust, delikatnie ssąc. - Wspaniale smakujesz - uśmiechnął się 
delikatnie.
- Świntuch - mruknęłam. Pocałował mnie w czoło i jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do oglądania. Po półtorej godzinie seans się skończył i wyszliśmy z sali, od razu wsiadając do samochodu. Jared spojrzał się na mnie.
- Masz jakieś plany na święta? - o kurwa. Na śmierć zapomniałam o świętach! Zostały do nich trzy dni.
- Yy.. Chyba pojadę do taty - wyjąkałam.
- Możesz je spędzić z nami. Twój tata też może przyjechać. Brat także.
- Ale...
- Cii. Dla mnie już jesteś rodziną - uśmiechnął się lekko, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Przytuliłam się do niego. - Kocham cię - wyszeptał delikatnie. 

~*~

Dobra, macie kolejny rozdział. Trochę się męczyłam z pisaniem niego i pewnie będą same negatywne opinie. 

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 3


-Taylor?-do moich uszu doszedł głos Jareda. Otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam, bo zostałam oślepiona przez promienie słońca wpadające do mojego pokoju. 
-Co?-mruknęłam zaspana, chowając twarz w poduszce. Przeciągnęłam się i poczułam straszny ból mięśni. 
-Pamiętasz, co się działo w nocy?
-Nie...
-Spójrz na swoje ciało.
Otworzyłam powoli oczy i zdjęłam z twarzy poduszkę. Przeniosłam wzrok na swoje ciało. Na moim brzuchu, szyi i piersiach widniały malinki, a na podbrzuszu był umieszczony napis “Jared was here”.
-Cz... czy m... my...-byłam w niemałym szoku. Czy spiliśmy się tak bardzo, że się ze sobą przespaliśmy?
-Chyba tak.-mruknął-znalazłem na podłodze kilka zużytych gumek. 
-Ja pierdole.-schowałam twarz w dłoniach.-idę wziąć prysznic. A ty z łaski swojej się ubierz.-burknęłam  i zamknęłam się w łazience. Wzięłam długi i gorący prysznic. Narzuciłam na siebie biały puchaty szlafrok. Gdy wróciłam do pokoju, Jared nadal siedział na łóżku, z tą różnicą, że teraz był wyraźnie przybity. 
-Co jest?
-Myślałem, że inaczej zareagujesz. Ja... Wydawało mi się, że ci na mnie zależy.-jego oczy się zaszkliły. 
-Jared, zależy mi na tobie, ale jeżeli już miałoby do czegoś dojść to wolałabym to zrobić na trzeźwo i to pamiętać.-westchnęłam i usiadłam obok niego.
-Myślałem, że chcesz ze mną być.-po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Szczerze ci powiem, że sama nie wiem. Może i chcę. Ale zaczynanie... związku, czy bliższych relacji od seksu nie jest dobrym pomysłem.-rozpłakał się na dobre. Przytuliłam go mocno.-czemu płaczesz? 
-Bo wszystko spieprzyłem.
-Nic nie spieprzyłeś. Wszystko jest dobrze.
-Ale...
-Żadnych ale. Uspokój się i zrobimy coś do jedzenia.-pokiwał głową i otarł oczy. Wyglądał jak półtora nieszczęścia. -a teraz się ubierz, proszę.-wstał i zaczął szukać swoich ciuchów. Założył bokserki i spodnie, po czym stanął przede mną. Uśmiechnęłam się pod nosem.-mnie pasuje.-wstałam i poszłam do kuchni, a Jay udał się za mną.-co chcesz na śniadanie?-przejechał dłonią po włosach.
-Jajka.-uśmiechnął się.
-Nie mam.
-Masz bułki?-pokiwałam głową.-tosty!
-To rób.-usiadłam na blacie kuchennym.
-Dlaczego?
-Bo mi się nie chce. 
-Pomóż mi. Nie umiem gotować.
-No dobra.-westchnęłam teatralnie, jakby to była dla mnie wielka trudność i zeskoczyłam z blatu. Podeszłam do chlebaka i wyciągnęłam z niego kilka bułek. Podałem je Jaredowi.-przekrój na pół. Tam są noże.-wskazałam szufladę. Sama zajęłam się krojeniem sera i warzyw. Po chwili usłyszałam głośne przekleństwo.-hmm?
-Zaciąłem się.-warknął. Z obfitości krwawienia wywnioskowałam, że przeciął sobie jakieś naczynie krwionośne w kciuku. Szybko wyjęłam z szafki apteczkę i pokierowałam Jay’a do zlewy. Puściłam zimną wodę i wsadziłam pod strumień jego palec. Sama w tym czasie wyjęłam z apteczki gazę i wodę utlenioną. Zakręciłam wodę i ujęłam jego okaleczoną dłoń.-może zapiec.-polałam ranę wodą utlenioną, która od razu zaczęła się obficie pienić. Jared ponownie zaklął i zacisnął zęby.-przepraszam, musiałam to zrobić.-jęknęłam i owinęłam jego palec bandażem. Zawiązałam go na supeł.-gotowe.
-Dzięki.-uśmiechnął się z wdzięcznością.
-Usiądź, dokończę robić śniadanie. Jeszcze sobie rękę odetniesz i nie będzie czym konia walić.-spojrzał się na mnie spode łba i usiadł na stołku barowym, obserwując mnie. Dokończyłam robić tosty i postawiłam przed nim talerz z nimi i szklankę soku. Od razu zabrał się do jedzenia. Takie chude, a takie żarłoczne... Pokręciłam lekko głową i sama zaczęłam jeść. 
-Odwieść cię do pracy potem? 
-Nie, wolę nie. Pójdę na piechotę.
-Dlaczego?
-Po alkoholu nie siadam za kółko przez dwa dni. Ty też nie powinieneś.-pokiwał głową i wgryzł się w tosta. Dokończyliśmy jedzenie, a ja wstawiłam talerze do zmywarki. Nagle do głowy wpadł mi pomysł.-jak chcesz, to możesz iść ze mną do pracy. Nie mam za wiele do roboty.
-Chętnie.-wyszczerzył się. 
-To czekaj, idę się ubrać.-zamknęłam się w sypialni i zrzuciłam z siebie szlafrok, po czym otworzyłam szafę. Zdecydowałam się na siwy top, czarną marynarkę, czarne rurki i buty od Jeffreya Campbella. Położyłam to wszystko na łóżku i nałożyłam na siebie czarną bieliznę. Poszłam do łazienki umyć zęby, uczesać się i się umalować. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy i wróciłam do Jareda. Zagwizdał na mój widok.-cicho.-mruknęłam, aczkolwiek zrobiło mi się przyjemnie. Jared ubrał się do końca i wyszliśmy. W międzyczasie zamknęłam mieszkanie, a on przywołał windę. Weszliśmy do niej i nacisnęłam przycisk z zerem. Zaczęła zjeżdżać w dół. Jechała wyjątkowo wolno. Trochę mnie to irytowało, bo Jared stawał coraz bliżej mnie. Zajęło mu to kilka minut, a winda była dopiero w połowie drogi. W pewnym momencie po prostu przycisnął mnie do ściany i wlepił we mnie swoje oczy. 
-Daj mi się pocałować...-wymruczał, jeszcze bardziej się do mnie przybliżając.-proszę...-mają twarz owiał jego ciepły oddech. Patrzyłam się na niego z lekko rozchylonymi wargami. Musnął je delikatnie swoimi, po czym powoli się w nie wpił. Zaczął mnie łapczywie i czule całować, a ja zaczęłam to odwzajemniać. Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, kiedy winda stanęła. Wyszliśmy z niej, a ja uśmiechnęłam się do Carla, naszego portiera. Wyszliśmy z apartamentowca. Nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Jared usiłował mnie chwycić za rękę, ale mu ją wyrwałam. Szliśmy w ciszy. Otworzyłam drzwi studia i zapaliłam światło. Wpuściłam Jareda i zamknęłam za nim drzwi.-ładnie tu. Czemu nigdy mnie nie zaprosiłaś?-rozglądał się z zaciekawieniem.
-Nie było okazji.-wzruszyłam ramionami.-chcesz kawy?
-Chętnie.-poszłam do mini kuchni i po chwili wróciłam z dwoma kubkami latte. Podałam mu jeden i usiedliśmy na kanapie.-porobisz mi dzisiaj zdjęcia?-pokiwałam głową. W ciszy dokończyliśmy picie kawy. Odniosłam kubki do kuchni i szybko je umyłam. Po kilku minutach powróciłam do 
Jareda. -masz dzisiaj klientów?
-Jedną osobę. Jak pójdzie, to porobię ci te zdjęcia.-westchnęłam, a Jay się uśmiechnął. Przez jakiś czas siedzieliśmy i rozmawialiśmy o głupotach. O trzynastej przyszła starsza pani, która chciała kilka zdjęć. Uwinęłam się z tym w dziesięć minut. Wydrukowałam je, przyjęłam zapłatę i odprowadziłam panią do drzwi. Wróciłam do niego.-jakie chcesz zdjęcia?
-Rozbierane-zagryzł wargę.
-To się rozbierz.
-Do naga?
-Jak chcesz.-wzięłam do rąk lustrzankę z Nikona i włączyłam ją.-chcesz zdjęcia tutaj czy na białym tle?
-I tu i tu.-uśmiechnął się i zaczął rozpinać koszulę. Wlepiłam oczy w jego mięśnie brzucha. Chciałam ich dotknąć, ale się powstrzymałam. Zdjął koszulę i rzucił ją w kąt. Zaczął zdejmować spodnie.
-Czekaj chwilkę.-odłożyłam aparat i zamknęłam drzwi od studia na klucz i wywiesiłam tabliczkę “zamknięte”. Jared zdążył się w tym czasie rozebrać do majtek.-już, czy chcesz być kompletnie nagi?
-Chyba starczy.-kąciki jego ust delikatnie się uniosły i rozwalił się wygodniej. Wzięłam do ręki aparat i zaczęłam robić mu zdjęcia. Fotografowałam jego twarz, tors i całe ciało. Był bardzo fotogeniczny i chętnie pozował. Mogłabym mu częściej robić zdjęcia, bo nie marudził jak inni klienci. 
Po kilku godzinach odłożyłam aparat.
-Dobra robota. Jutro zgram zdjęcia, bo dzisiaj nie mam siły.-przeciągnęłam się.-ubierz się, wracamy już.-Jay zaczął się ubierać, a ja usiadłam na kanapie przyglądając się mu. Gdy skończył zakładanie ciuchów, wyszliśmy ze studia, a ja je zamknęłam. 
-Masz jakieś plany na dzisiaj?-spytał się, jednocześnie obejmując mnie ramieniem. 
-Długa kąpiel, potem film i masa kalorycznych przekąsek.
-Mogę dołączyć?
-Nie. Muszę odpocząć w samotności. Jak coś to się zdzwonimy jutro, ok?
-Ok.-uśmiechnął się krzywo. 
-To pa.-przytuliłam go i ruszyłam w swoją stronę, a on w swoją. Gdy doszłam do swojego apartamentu, od razu napuściłam do wanny ciepłej wody i wlałam do niej olejek eteryczny. Rzuciłam cichy w kąt i wpakowałam się do niej, od razu się rozluźniając i przymykając oczy. Siedziałam tam około godziny, nie myśląc kompletnie o niczym. Potrzebowałam chwili dla siebie, zdecydowanie. Po wyjściu z wanny byłam odprężona i zrelaksowana. Wytarłam się ręcznikiem i nałożyłam na siebie majtki oraz jakąś za dużą koszulkę. Poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki słodycze, a z lodówki piwo jabłkowe. Położyłam to wszystko na stoliku przed narożnikiem i włączyłam na DVD “Tenacious D: kostka przeznaczenia”. Głupi film, ale bardzo go lubiłam. Podczas oglądania popijałam piwo i zajadałam się czekoladą oraz żelkami. Raz na jakiś czas można sobie pozwolić, nie?
Skończyłam oglądać około godziny 23. Poszłam do sypialni, opatuliłam się kołdrą i od razu zapadłam w błogi sen.

~*~

Rozdział nawet mi się podoba, zauważyłam, że piszę coraz lepiej. Mam nadzieję, że się wam spodobał. Zapraszam do komentowania!


niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 2


Obudził mnie czyiś ciepły oddech przy mojej szyi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jareda wtulonego we mnie. Co dziwniejsze, ja także go tuliłam. Delikatnie szturchnęłam go w ramię.
-Dlaczego tak leżymy?
-Przytuliłaś się do mnie przez sen, a że mi tak było wygodnie...-wymruczał, muskając moją szyję wargami. Zalicz go, mała! Wrzasnęła moja podświadomość. No nie powiem, było mi... przyjemnie. Brakowało mi mężczyzny i to bardzo. A... A Jared tu był i chciał mnie. Musiałam podjąć decyzję. Zniszczyć naszą przyjaźń czy się odsunąć? Jednorazowa przygoda nikomu nie szkodzi... mruknął głosik w mojej głowie. Musiałam przyznać mu rację. Przecież to niczego nie zniszczy, prawda? 
Pocałowałam Jareda, a on to zaczął odwzajemniać. Poczułam jego dłoń zatapiającą się w moich włosach i wilgoć w kroczu. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Jego to jakby podnieciło, przez co jego pocałunki stały się namiętniejsze. Poczułam jego męskość wbijającą się w mój brzuch. Ścisnęłam ją dłonią, a Jared wsadził dłoń w moje majtki i musnął moją łechtaczkę palcem. Ponownie jęknęłam.
-Jesteś taka wilgotna...-wymruczał, po czym wrócił do pocałunków. Jego palce pieściły moją kobiecość, a mnie to doprowadzało do szaleństwa. Chciałam w końcu poczuć go w sobie... Zaczęłam zsuwać jego bokserki. On, nie przerywając pieszczenia mnie, ściągnął je sobie jedną ręką, po czym zatopił ją w moich włosach. Jego sztywny i nabrzmiały penis wbijał się w moje podbrzusze.
-Błagam cię, po prostu to zrób.-wyjęczałam. Zsunął ze mnie majtki, zabrał dłoń z łechtaczki i rozszerzył mi nogi, jednocześnie mnie do siebie przyciągając. Zaczął się we mnie wsuwać, a ja wydałam przeciągły jęk...
-Kotku, wróciłam!-Jared odskoczył ode mnie jak oparzony i zaczął się gorączkowo rozglądać za bokserkami. 
-Błagam, ubierz się.-wyszeptał. Powoli założyłam majtki i usiadłam. 
-Jared, kto to?-byłam kompletnie zdezorientowana. W ogóle nie wiedziałam o co chodzi.
-To moja dziewczyna, Kate. Wyjechała na pół roku i dopiero teraz wróciła. Zapomniałem o jej przyjeździe.-wyrzucił to z siebie na jednym tchu.
-Ty jebany skurwysynie.-wycedziłam.-jak ty mogłeś jej to zrobić? Ty w ogóle masz jakieś uczucia?-trzasnęłam go w twarz. Powstrzymywałam się, żeby się na niego nie wydrzeć.-niedojebany zbok.-warknęłam odsuwając się od niego z obrzydzeniem. Jak ja mogłam być taka tępa?
-Taylor, przepraszam...-wyjęczał przysuwając się do mnie.-nie było jej pół roku, a każdy facet ma swoje potrzeby... A próbowałem tylko z tobą bo... no bo... zaczynam coś do ciebie czuć.-zakończył kulawo. No, tego to się nie spodziewałam. Po dłuższej chwili postanowiłam, że mu pomogę.
-Dalej jesteś perwersyjnym, niewyżytym gnojem, ale mogę ci jakoś pomóc z tego wybrnąć. Ale pod jednym warunkiem: jeżeli nadal z nią będziesz, masz ze mną nie próbować takich numerów, jasne?-pokiwał głową i mnie przytulił. 
-Dziękuję.-odepchnęłam go lekko.
-Nie pozwalaj sobie. Nadal jestem na ciebie wściekła.-zasmucił się trochę, ale posłusznie się odsunął.
-To jak mi pomożesz?
-A wię...
-Kotku, jesteś?-do naszych uszu doszedł stukot obcasów uderzających o schody.
-Kurwa.-mruknęłam. Zeskoczyłam z łóżka i wlazłam pod nie. Akurat w tym momencie do pokoju weszła Kate. Jared wstał z łóżka i podszedł do niej, a ona rzuciła mu się na szyję.
-Jared, tak bardzo tęskniłam!-krzyknęła. Jared wymruczał coś w odpowiedzi, po czym usiadł z nią na łóżku. Po chwili usłyszałam odgłosy towarzyszące całowaniu. Wiedziałam, do czego to doprowadzi i skrzywiłam się z obrzydzenia. Jebany zbok. Będzie ją jebał, gdy ja leżę pod nimi. Fuj. Zamknęłam oczy i zatkałam uszy. Zrobiłam to w odpowiednim momencie, bo ta panienka zaczęła go ostro ujeżdżać.
-Już, już!-wrzasnął po jakimś czasie Jared. Zrozumiałam, że to sygnał dla mnie. Wygramoliłam się spod łóżka i szybko uciekłam z pokoju. Nie chciałam na to patrzeć. Znalazłam na dole swoje ciuchy i je na siebie nałożyłam, po czym wsiadłam w samochód i pojechałam do swojego mieszkania. Przebrałam się tam w świeże ciuchy i udałam się do pracy. Starałam się wybić sobie z głowy odgłos tych jęków, ale przychodziło mi to z trudem.
Wzdrygnęłam się lekko i otworzyłam drzwi od studia. Włączyłam światło i rzuciłam torebkę na kanapę obitą czerwoną skórą. Zrobiłam sobie kawę w malutkiej kuchni i usiadłam na kanapie. Czekałam na umówionych na dzisiaj klientów. Po jakiejś pół godzinie zawitała do mnie parka z dwoma dzieciakami. Pomijając to, że bachory chciały zdemolować mi studio, byli całkiem sympatyczni. 
Resztę dnia spędziłam na robieniu zdjęć i przyjmowaniu zamówień. O 18 zamknęłam studio i ruszyłam do samochodu. Wróciłam do domu z postanowieniem długiej kąpieli. Zaparkowałam swoje kochane auto i zamknęłam za sobą garaż. Otworzyłam drzwi apartamentowca i zaczęłam wchodzić po schodach. Mieszkałam na samej górze. Z panoramicznego okna miałam widok na LA. 
Po kilku minutach dogramoliłam się na górę. Mogłam skorzystać z windy, ale dzisiaj wolałam się przejść. Już chciałam wyciągać klucze z torebki, gdy na wycieraczce ujrzałam coś wielkiego i puchatego. Zapaliłem światło i ujrzałam ogromnego pluszowego misia, który trzymał bukiet róż i karteczkę z napisem “Przepraszam. xo”. Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam misia na ręce. Otworzyłam drzwi kluczem wygrzebanym z dna torebki i zapaliłam światło w korytarzu. Odłożyłam miśka na podłogę i się rozebrałam. Wzięłam go ze sobą do salonu i usadziłam na kanapie. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Jareda. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Halo?
-Hej głupolu. Wybaczam ci.-uśmiechnęłam się lekko.
Odetchnął z ulgą.
-Naprawdę?
-Nie, na niby.-prychnęłam. Roześmiał się. 
-Spotkamy się jutro? O której kończysz pracę.
-O 18. Przyjedź po mnie. 
-Nie odmówię sobie takiej przyjemności.-wyczułam, że się uśmiecha.
-A co z Kate?
-Zerwała ze mną.
-Dlaczego?-zmarszczyłam brwi. A to mała kurwa.
-Stwierdziła, że to jednak nie ma sensu i, że już nie umiem jej pieprzyć jak kiedyś. To bolało.-wymamrotał. Jego głos stał się trochę chrapliwy. 
-Przyjedź. Teraz. Upijemy się i poużalamy nad sobą, okej?
-Nie mogę ci odmówić. Zaraz będę.
Rozłączyłam się i poszłam do kuchni, gdzie miałam mini lodówkę na alkohol. Wyjęłam z niej butelkę whiskey, butelkę wódki, kilka piw i ustawiłam na stole. Z lodówki wyjęłam sok jabłkowy i colę, a z zamrażarki kostki lodu. Po dosłownie dwóch minutach do drzwi zapukał Jared. Był obładowany alkoholem, a jego policzki były zaczerwienione od łez. Przytuliłam go mocno i wpuściłam do domu. Rozsiedliśmy się na kanapie i zaczęliśmy pić. Ostatnie co pamiętam, to twarz Jareda blisko mojej i woń whiskey.

sobota, 13 października 2012

Rozdział 1

-Chcesz jeszcze kakao?-spytał, przyglądając mi się znad kubka. Pokiwałam głową, a ten wstał i poszedł do kuchni.
Był chłodny, listopadowy wieczór. Siedzieliśmy u niego w salonie, w kominku palił się ogień, a z głośników leciała Metallica. Na dworze lało jak z cedra, a my siedzieliśmy bezpieczni w domu popijając kakao i rozmawiając.
Po kilku minutach do pokoju wrócił Jared z dwoma parującymi kubkami.
-Master of puppets, I'm pulling your strings, twisting your mind and smashing your dreams...*-zaśpiewał razem z Jamesem, po czym usiadł koło mnie, podając mi naczynie z gorącym napojem.
-Dzięki-powiedziałam z uśmiechem i napiłam się trochę, co spowodowało, że od razu zrobiło mi się ciepło w brzuchu. Jay odwzajemnił gest i szturchnął mnie lekko w ramię-hmm?
-Zostaniesz na noc?
-Chyba tak, boję się w taką pogodę jechać samochodem-na potwierdzenie moich słów, błyskawica przeszyła niebo. Mój przyjaciel wzdrygnął się, po czym przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
-Czuj się jak u siebie w domu-jego wargi rozszerzyły się w uśmiechu, po czym spoczęły na moim czole. Przymknęłam oczy i oparłam się o niego. Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Przez te kilka minut rozmyślałam o naszej trwającej kilka miesięcy przyjaźni.
Po dłuższej chwili milczenia, Jared wyłączył wieżę i włączył telewizor. Uniosłam brwi w niemym pytaniu.
-Zaraz leci fajny film-odpowiedział i poszedł do kuchni. Podreptałam za nim. Ujrzałam go czytającego instrukcję na opakowaniu popcornu. Wzniosłam oczy do nieba i wyrwałam mu opakowanie z rąk.
-Idiota-mruknęłam, po czym wsadziłam woreczek z ziarnami do mikrofali i ustawiłam na dwie minuty. Jay w tym czasie wyciągnął z lodówki colę i kostki lodu, a z szafek jakieś słodycze. Jeśli się dzisiaj nie porzygam, to będzie to graniczyło z cudem. Po chwili mikrofalówka zapiptała-wyciągnij miskę-rzuciłam, po czym wyjęłam z mikrofali napęczniały worek z przyjemnie pachnącym popcornem. Wsypałam go do miski. Wzięliśmy wszystko i wróciliśmy na kanapę. Jared od razu wziął do ręki popcorn i zaczął go jeść. Przypatrywałam mu się.
-Co?-spytał, plując popcornem. Zmarszczyłam nos.
-Nic. Nie pluj. Co to za film?-w telewizji leciała teraz reklama produktów firmy Durex.
-Edward Nożycoręki-wyszczerzył się, a ja to odwzajemniłam. Był to jeden z moich ulubionych filmów, z resztą jak wszystkie filmy Burtona.
Następne dwie godziny minęły nam na oglądaniu, jedzeniu i śmianiu się. Po naszym małym "seansie" Jared wstał.
-Dam ci jakiś ręcznik i piżamę, okej?-pokiwałam głową. Poszedł na górę, a ja na niego czekałam. Po chwili zszedł na dół i podał mi dwa puchate ręczniki oraz czarną koszulkę.
-Dzięki-moje usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
-Nie ma sprawy. Chodź-ruszyłam za nim po schodach. Zaprowadził mnie do swojej sypialni i wskazał na drzwi, które się w niej znajdowały-tu masz łazienkę-uśmiechnął się i usiadł na łóżku.
-Oj, a nie wejdziesz ze mną...?-zagryzłam lekko dolną wargę i weszłam do łazienki siadając na wannie.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Jared. Stanął nade mną, opierając ręce po obu moich stronach. Wpatrywał się we mnie natarczywie.-hmm?-ponownie zagryzłam wargę. Musiałam się z nim trochę podrażnić.
Jego wzrok był... pożądliwy. Tak, to dobre słowo. Chyba ktoś tu dawno nie uprawiał seksu... No, i on i ja. Jakoś nie było okazji. Z jednej strony chciałam to z nim zrobić, ale z drugiej to był mój przyjaciel. No nie powiem, jest z niego przystojny facet, ale nie chcę przekraczać pewnych granic. Miałam straszną chcicę, ale na razie musiałam z tym żyć.
Ale powkurzać go można...
-M... Mam się z tobą wykąpać?-spytał lekko zachrypniętym głosem.
-Oczywiście...-wymruczałam i zarzuciłam mu ręce na szyje. Podniósł mnie, a ja oplotłam nogi wokół jego bioder. Nasze krocze ocierały się o sobie, a ja czułam jego erekcję. Jared wpatrywał się w mój dekolt i powoli zaczął ściągać moją koszulkę. Gdy mu stanął, roześmiałam się i wydostałam się z jego objęć.
-Co?-spojrzał się na mnie.
-Żartowałam. Nie prześpię się z tobą-wyjaśniłam, po czym zaczęłam go wypychać z łazienki-idź-zamknęłam za nim drzwi, po czym się rozebrałam i wzięłam szybki prysznic, podczas którego myślałam o Jaredzie i jego pożądliwym spojrzeniu. Co on we mnie widział? Nie było we mnie nic szczególnego. Byłam chuda, miałam małe piersi i ogólnie jakaś taka niedorobiona byłam. Aczkolwiek faceci coś we mnie widzieli. Tylko nie wiem co. I pewnie nigdy się nie dowiem.
Wzruszyłam ramionami i wytarłam się ręcznikiem. Drugim owinęłam włosy. Założyłam koszulkę, którą dał mi mój przyjaciel i majtki. Dopiero teraz usłyszałam dochodzące z jego pokoju jęki. Delikatnie uchyliłam drzwi i ujrzałam Jareda masturbującego się na łóżku. Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na jego członka. No cóż... Kobiety kłamały mówiąc, że jest duży. On był wielki. Od razu przed oczami stanęła mi wizja siebie i  Jareda z jego członkiem we mnie... Jęknęłam tęsknie w duchu i wróciłam na ziemię. Co się ze mną ostatnio dzieje? Chyba muszę sobie znaleźć partnera seksualnego. Słyszałam, że brat Jareda jest niczego sobie...
Pomyślę nad tym później. Moja uwaga ponownie skupiła się na Jaredzie. Był coraz bliżej szczytu, co wywnioskowałam po jego coraz głośniejszych jękach. Przeczuwając, że po skończonej robocie będzie chciał umyć ręce, wróciłam do łazienki i stanęłam przed lustrem, po czym zdjęłam ręcznik z włosów i zaczęłam je rozczesywać. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
-Mogę?
-Wejdź-nie przerwałam czynności. Do łazienki wszedł Jay w bokserkach. Umył ręce i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się.-hmm?
-Jesteś wredna.
-Ja? Skądże znowu. Chciałam, żebyś sobie ulżył-delikatnie objął mnie od tyłu.
-Chciałem sobie ulżyć z tobą.
-Jared, jesteśmy przyjaciółmi. Nie możemy przekraczać pewnych granic-przytulił mnie mocniej i musnął wargami mój policzek.
-Wiem. Co nie znaczy, że przestałem cię uważać za piękną i pociągającą kobietę-kąciki jego ust uniosły się lekko. Odwzajemniłam to.
-Poza tym świetnie sobie sam radziłeś. Widać, że w wieku nastoletnim rączka była twoją najlepszą przyjaciółką-uśmiechnęłam się wrednie i ruszyłam do sypialni. Roześmiał się i poszedł za mną. Usiadłam po turecku na łóżku i zaczyłam wpatrywać się w Jareda, który grzebał w szufladzie. Po chwili wyciągnął  z niej ładowarkę do telefonu i podłączył ów przedmiot do prądu. Wyjął z kieszeni spodni telefon i podłączył go do ładowania, po czym położył się obok mnie, zakładając ręce za głowę. Przymknął oczy i zagryzł wargę, jakby nad czymś rozmyślał. Zmieniłam pozycję na leżącą, żeby mieć na niego lepszy widok.-co robisz?-spytałam.
-Myślę-wymamrotał.
-A o czym tak intensywnie rozmyślasz...?-przysunęłam się do niego. 
-O nazwie albumu. Mówiłem ci dzisiaj, że wydajemy płytę. Tyle, że nie mam pomysłu na tytuł.
-Pomyśl o waszych problemach z wytwórnią. To jest istna wojna.
-Jesteś genialna!-wrzasnął, po czym mocno mnie do siebie przytulił i wycałował. Byłam zdezorientowana.
-Ale co?
-O to, co powiedziałaś! To jest wojna, this is war...Że też na to nie wpadłem...-znowu pogrążył się w zadumie, a ja przekręciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, usiłując zasnąć.



~*~


*Metallica-Master of Puppets

Ba ba bam, jest rozdział! W zeszycie wydawał mi się dłuższy. 
Na razie jest lajtowo, potem będzie, jak to określiła Ramona, "niezły Mordor w moim wykonaniu"
Komentujcie! 

wtorek, 2 października 2012

Prolog.



W Los Angeles był chłodny i pochmurny dzień, zbierało się na deszcz. Byłam opatulona w za duży na mnie sweter i chustę. 
W drodze do pracy zaszłam do kafejki. Potrzebowałam energetycznego kopa, dlatego zdecydowałam się na kawę. 
Stałam w kolejce do kasy, gdy ktoś na mnie wpadł.
Odwróciłam się i pierwsze co ujrzałam, to urzekająco niebieskie oczy, bezkresne jak niebo i głębokie jak ocean. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
-Przepraszam-powiedział uśmiechając się ponownie.
-Nic się nie stało-odwzajemniłam uśmiech po czym się odwróciłam, mając zamiar zapłacić za kawę, ale nieznajomy ponownie dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się z lekko uniesionymi brwiami.
-Nazywam się Jared-powiedział.
-Taylor-odpowiedziałam, podając mu rękę.